W ciągu 5 dni przedstawiciele Fundacji PZU i pracownicy PZU przejechali z Polski na Ukrainę i z powrotem ponad dwa tysiące kilometrów. To było prawie 120 godzin jazdy - z bardzo krótkimi przerwami na sen. Mimo trudnych warunków, pracownicy bez zbędnego namysłu wyruszyli w podróż.
Cel szczytny - pomoc Polakom mieszkającym na Ukrainie. W ten sposób Fundacja wsparła 17. Akcję „Polacy Rodakom”, zainicjowaną przez senatora RP Andrzeja Gogacza. Co roku, w okresie świątecznym, do naszych rodaków, trafia kilka tysięcy paczek z najpotrzebniejszymi produktami.
Pracownicy z oddziałów PZU w Lublinie, podopieczni Teatroterapii Lubelskiej, uczniowie VIII LO i wychowankowie OHP z ul. Łabędziej z ogromnym zaangażowaniem w dwa dni przygotowali 1013 ciężkich, białych paczek. Najpierw zostały zakupione produkty, potem spakowane paczki, a na koniec przewiezione przez dwóch doświadczonych kierowców naszej Spółki, Pawła i Jacka, na teren Ukrainy.
Konwój liczył kilkanaście samochodów. Wszystkie wypełnione darami po sam dach. W środku paczek znajdowały się m.in.: konserwy mięsne, rybne, cukier, ryż, olej, słodycze, opłatek, kartka z życzeniami i coś dla ducha - książki z bajkami i legendami. Wszystkie produkty były polskie. Jak nas zapewniali ci, którzy już brali udział w tej akcji, to właśnie z polskich produktów najbardziej cieszą się nasi Rodacy.
W tych paczkach nie ma nic, czego nie można kupić w sklepie, nawet na Ukrainie - wspomina jeden z wolontariuszy. - Dopiero kiedy zobaczyłem, w jakie biedne rejony Ukrainy się zapuściliśmy, uświadomiłem sobie, że ludziom mieszkającym zaledwie 300 km od naszej granicy brakuje pieniędzy na ryż, makaron czy zwykłą konserwę.
Dary najczęściej trafiają do rodzin wielodzietnych, dzieciaków uczących się w polskich szkołach weekendowych oraz samotnych, starszych i schorowanych ludzi. Nie tylko tych z polskimi korzeniami. Po prostu… najbardziej potrzebujących.
Chwilami trudno było ukryć wzruszenie, choćby na widok ponad 90-letniej starszej pani, która z mozołem, owijała kilkunastokilogramową paczkę w chustę służącą jej do okrycia głowy. Obdarowani, często o lasce, ze łzami w oczach dźwigali paczki do domu.
Nie mniej wzruszenia i miłych chwil dostarczały nam dzieciaki. Gdy tylko zabieraliśmy się do wyładowywania darów, ustawiały się w łańcuszek, by przyspieszyć rozładunek. Wielu z nich doskonale już wie, co znajduje się w środku.
Te paczki są nam bardzo potrzebne - mówiła z ogromnym przekonaniem 7-letnia Karolinka ze Starej Huty. - Jak sobie pomyślę o tych ludziach, co dają na to wszystko pieniądze, to muszą to być, bardzo dobrzy ludzie. Przecież oni nas w ogóle nie znają.
Dziewczynka pochodzi z polskiej rodziny. Świetnie mówi w naszym języku, śpiewa w zespole ludowym. Kilka razy była w naszym kraju. Najbardziej podobają się jej polskie drogi. Chciałaby, żeby takie równe były też na Ukrainie.
W ciągu tych kilku dni odwiedziliśmy kilkanaście miejscowości. Przynajmniej kilka dziennie. Scenariusz był zawsze ten sam. Najpierw dzieci recytowały wiersze i śpiewały kolędy, oczywiście po polsku. Potem poczęstunek. Gościnność Ukraińców można porównać tylko z… polską gościnnością. Czasami musieliśmy zjeść 3 obiady dziennie, by ich tylko nie urazić. Zresztą, kto był za naszą wschodnią granicą, ten wie, że kuchnię mają świetną. Barszcz ukraiński, pierogi ze słodką szatkowaną kapustą czy przepyszne naleśniki, podbiły nasze żołądki.
Daliśmy od siebie wszystko, co mogliśmy, także serce. Okazało się, że dla naszych Rodaków mieszkających na Ukrainie, najważniejsze było to, że Polacy o nich pamiętają. Specjalnie dla nich przygotowali paczki, a potem osobiście im je przywieźli. – mówi Joanna Wojkowska-Weil.
Jesteśmy pewni, że do naszych Rodaków na Ukrainie jeszcze wrócimy…