Na dziesięć osób, które proszą mnie o pomoc, wolę być oszukany przez dziewięć, aniżeli odesłać z pustymi rękami jednego człowieka, będącego rzeczywiście w potrzebie. Ten cytat Jana XXIII mam w głowie zawsze, gdy ktoś prosi mnie o wsparcie.
Wstyd przyznać, ale tacy przecież jesteśmy: podejrzliwi i zawsze czujni. Polska jest jednym z krajów, w których występuje najniższy poziom zaufania społecznego na świecie. Dlatego na prośby o pomoc i wsparcie reagujemy sceptycznie. A nuż ktoś zechce nas oszukać. Z tego powodu zamykamy się na innych. Bezpieczni w swoich domach, bywamy głusi na wołanie z zewnątrz. Nikt nas na nic nie naciągnie, o nie!
Na przekór takiemu myśleniu startuje Szlachetna Paczka – akcja, w ramach której pomoc dostają ci, którzy jej naprawdę potrzebują, a w trudnej sytuacji znaleźli się z przyczyn niezależnych. - Naszym celem jest mądra pomoc, czyli taka, która daje szansę na zmianę – powtarza w każdym wywiadzie ksiądz Stryczek, organizator tego przedsięwzięcia.
To działa na wyobraźnię, niszczy ostatnie ziarna niepewności, a przede wszystkim porusza serca. Decyduję się włączyć. Zaczynam proces wyboru rodziny. Chciałabym pomóc wszystkim. Ostatecznie wybieram dwuletnią dziewczynkę, chorą na mukowiscydozę. Jej rodzice, pełni poświęcenia, każdego dnia walczą z chorobą dziecka. Ich postawa budzi mój szacunek i podziw, a lista potrzeb utwierdza w przekonaniu, że czekają na wsparcie. Jeszcze dwa kliknięcia, rozmowa z wolontariuszką, opiekunką rodziny i mam potwierdzenie, że mogę działać.
W akcję angażuje się całe moje biuro. Rezerwują produkty, pytają, przynoszą, mierzą, układają i znów przynoszą. Nasz pokój powoli przypomina magazyn sklepowy. Nie widzę już kolegi z naprzeciwka. Góra prezentów rośnie, a wraz z nią moja wiara w ludzi.
W odpowiedzi na ogłoszenie umieszczone przeze mnie na forum osiedlowym dołącza do nas kolejna osoba, sąsiad. Widzę go pierwszy raz na oczy. Trzyma wielkie torby z żywnością, idzie jeszcze do windy po karton z kosmetykami. Nieśmiało pyta, gdzie ma je położyć. Uśmiecham się do niego. - E, drobiazg – zapewnia. – Dasz radę zawieźć to do pracy?
W firmie, z ciekawością przeglądam zgromadzone już kartony. Oprócz najważniejszych produktów żywnościowych jest i wymarzona lalka dla dziewczynki, i bardzo osobiste prezenty dla rodziców, i odkurzacz, i pościel, i mnóstwo innych rzeczy, których wcale nie było na liście. To paczka przygotowywana z sercem. Historia rodziny porusza wszystkich.
Takie same sceny odgrywają się w całej firmie. Otwieram kolejne maile ze zdjęciami. Czytam relacje koleżanek i kolegów z innych miast. Mam wrażenie, że o niczym innym się u nas nie mówi.
Tworzymy giełdę wymiany ubrań między paczkami. Paweł ma kurtkę dla kilkuletniej dziewczynki, a w jego rodzinie są przecież sami chłopcy. Chętnie przyjmie za to zimowe spodnie dla ucznia gimnazjum.
Dzwoni koleżanka z piętra wyżej. Jej biuro chce nam pomóc. Wysyłam listę. Następnego dnia kolejna ekipa deklaruje wsparcie. Nie zdążyli wybrać rodziny. Za pośrednictwem aplikacji na Facebooku dołączają do nas znany bloger z Krakowa i dziennikarka. Nie znamy się, ale zapraszam ich do naszej paczki. Jest przez to jeszcze bardziej wyjątkowa. Kolejne telefony przekierowuję już do innych liderów. U nas komplet darczyńców.
W międzyczasie przychodzi smutna wiadomość. Mała Marietta jest znów w szpitalu. Jeszcze mocniej chcemy jej pomóc. Ciągle wydaje mi się, że robimy za mało.
Magazyn zajmuje już dwa pokoje, a rzeczy ciągle przybywa. Przed nami jeszcze zakupy w supermarkecie. Mamy dwa kosze pełne produktów. W sklepie ze sprzętem AGD kupujemy robota kuchennego i sokowirówkę. Chore dziecko musi się zdrowo odżywiać.
Dziwna atmosfera panuje na naszych korytarzach. Są uśmiechy, pozdrowienia. Coraz mniej maili, więcej spotkań. Paczka integruje. Łączy nas wspólna sprawa. Po cichu marzę, żeby tak było zawsze. Ktoś zagląda zza drzwi. Sprawdza, ile jest konserw. Kupić więcej?
Pakowanie przebiega szybko i sprawnie. Jedni składają kartony, inni je zapełniają. Trzeba zakleić taśmą wszystko, co może się wylać. Jak zabezpieczyć słoiki? Darek ma już na to pomysł. W pokoju obok dziewczyny oklejają paczki papierem świątecznym. Robię zdjęcia, wszystko gotowe.
Sobotni poranek. Wysyłam do pomocników SMS-a o treści: wstawać. Niepotrzebnie. Już dawno są w drodze do firmy. Dopiero tego dnia widać, ile naprawdę jest paczek. Ochroniarz uśmiecha się pod nosem. Jego prezenty już wczoraj trafiły do potrzebujących. Chwila zadumy. Nasza trasa prowadzi tylko do magazynu głównego. Rodzina mieszka przecież w innym województwie.
Niedziela. Odbieram telefon od wzruszonej wolontariuszki. Słyszę podziękowania, relację z doręczenia, wyrazy wdzięczności od rodziców. Nieśmiało pytam o chorą dziewczynkę. Już lepiej. Wróciła do domu.