_b.jpg)
_b.jpg)
Na początku najtrudniejszy jest wybór rodziny. Czytanie tysięcy historii jest nie do pojęcia – bo jak można wyobrazić sobie, że ktoś ma na życie 5 zł miesięcznie. Nawet 300 czy 500 to niewyobrażalnie mało. A wolontariusze Szlachetnej Paczki wybierają tylko tych, którzy w sytuacji skrajnej biedy znaleźli się z niezależnych od siebie powodów. Nagła choroba, utrata bliskiej osoby powodująca osierocenie piątki dzieci, utrata pracy sprowadzająca lawinę konsekwencji finansowych. Fundacja Wiosna dba o to, by wśród wybranych rodzin nie było tych, które „żyją z biedy”, odmawiają podjęcia pracy, nie chcą zmian, żyją od zasiłku do zasiłku, bo tak im wygodniej. Takie rodziny są na starcie wykluczane z akcji.
Ogrom serc w naszych zespołach jest tak wielki, że co roku podnosimy sobie poprzeczkę, dobierając więcej rodzin i robiąc coraz więcej paczek. W tym roku pod swą opieką mieliśmy trzy rodziny, a suma paczek, jaka nam wyszła - wraz z dwiema tonami węgla - to 61 ogromnych pudeł, często nie do podniesienia. Sama organizacja Paczki, finał akcji i odwiedziny rodziny dają mi dużo energii do dalszego działania, a przy tym integrują ludzi i otwierają serca. Pani Janinka od 10 lat w samotności i biedzie walczy z nowotworem. Jej wielka radość, którą udało się nam osobiście zobaczyć, przeplatająca się ze szczerym wzruszeniem pokazała nam, że dla takich chwil warto żyć, że takim ludziom warto pomagać, i że nasze troski oraz kłopoty są niczym w porównaniu z trudami życia codziennego osób, o których często nie wiemy, choć są tak blisko nas. Jak to napisał mój Tato: „Dobroczynność sama w sobie jest nagrodą”, więc ja takich właśnie nagród pragnę zbierać w swoim życiu jak najwięcej.
Kiedy już przebrniemy przez te przejmujące historie i wybierzemy rodzinę, której chcemy pomóc, zaczyna się akcja tworzenia drużyny. W pracy skrzykują się zespoły, dzielą między siebie potrzeby rodziny i rusza kompletowanie paczki. Jedni przeleją pieniądze, inni kupią produkty, jeszcze komuś zależy, by oprócz wymienionych przez rodzinę potrzeb dołączyć do paczki coś specjalnego, niespodziankę. Potem jest zbiorowe pakowanie – najlepsza gra integracyjna w historii – bo wymaga nie lada logistyki, poukładania pracy i odpowiedniego podziału produktów. A do tego niesamowicie zbliża ludzi wokół szczytnej idei. I tak panowie sklejają kartony, by solidnie trzymały wszystko, co później do nich trafi. Dalej sekcja pakowaczy układa w nich produkty tak, żeby się nie wylały/rozsypały/poplamiły. Tu żywność, tam chemia, tu ubrania, a jeszcze gdzie indziej niespodzianki. Na koniec precyzyjne opakowywanie wszystkiego w ozdobne papiery, bo musi być świątecznie. Jeszcze tylko pamiątkowe zdjęcie i można zawozić paczki do magazynów.
Jak rozmawiałam z przyjaciółmi, z którymi przygotowywałam paczkę, to mówili wprost, że lepiej spędza im się święta i milej siedzi przy stole wiedząc, że jakaś rodzina dzięki nim też ma prawdziwe święta. Inni mówili, że czytanie listy potrzeb sprowadza ich na ziemię, że zauważają, jak wyolbrzymiają swoje problemy i oczekiwania, a jak niewiele potrzebują inni. Ja z kolei za każdym razem czuję te same emocje. Łzy radości i łzy współczucia towarzyszą mi stale podczas wizyt u obdarowywanych rodzin. Uwielbiam te chwile przy pakowaniu paczek i upychaniu ich w samochodzie, tę troskę, czy aby na pewno wszystko się spodoba i czy ubrania będą pasować… Dla mnie osobiście najważniejsze jest, że paczkę robimy nie tylko ze znajomymi, ale także z moją rodziną. Moi studiujący synowie co roku dorzucają jakieś pieniądze ze swojego kieszonkowego, potem wspólnie wszystko pakujemy i co roku chłopaki, razem z moim mężem, pomagają wolontariuszom przewieźć paczki do wybranej przez nas rodziny. Przy okazji, będąc już w magazynie, pomagają w transporcie paczek także do innych rodzin. Mam nadzieję, że taki nawyk pomagania już w nich zostanie.
To niesamowite, ile radości i uśmiechu można podarować drugiemu człowiekowi, robiąc tak niewiele. Spotkanie z rodziną uświadamia, że trzeba pomagać tym, dla których los nie jest łaskawy i warto to robić. Choćby po to, żeby zobaczyć roześmiane i skaczące z radości dzieci. To też duża lekcja pokory. Często nie doceniamy tego co mamy – pełna rodzina, zdrowie, godne warunki do życia. Niestety nie wszyscy mają to szczęście.
Dla odważnych – spotkanie z obdarowywanymi rodzinami. To podczas nich dochodzi do prawdziwych przełomów. Dopiero kontakt z osobami, dla których przez ostatnich kilka dni szykowaliśmy paczki, które jeszcze chwilę temu były tylko wirtualną historią spisaną na kartce papieru, nabiera realnego kształtu, zderza wyobrażenie z rzeczywistością, odciska piętno w sercu, przewartościowuje pojmowanie problemów…
Najpierw czułam delikatny niepokój i ciągle się zastanawiałam, co zastanę na miejscu i czy faktycznie dobrze robimy, że jedziemy zawieźć paczkę osobiście. Potem, jak już dojechaliśmy na miejsce, odczułam ogromny przypływ energii i szczęście, że możemy się dzielić i pomagać innym. Widzieliśmy, że ci ludzie czekali na tę paczkę i widzieliśmy, jak bardzo są wdzięczni za pomoc. Łzy same napływały do oczu, więc robisz wszystko, żeby się uspokoić. Kiedy wszystkie paczki zostały już przekazane, życzenia złożone, wracaliśmy do domu. Czułam, że zrobiłam coś dobrego i wiem, że za rok zrobię to samo, bo są ludzie, którzy naprawdę potrzebują pomocy. Co mi dała Szlachetna Paczka? Dała mi mnóstwo radości i satysfakcji, dała chwile wzruszenia i poczucie, że zrobiło się coś dobrego. Myślę, że udział w Szlachetnej Paczce sprawia, że wszyscy staliśmy się troszeczkę lepsi, bo bezinteresowna pomoc w dzisiejszych czasach to „towar” cenniejszy niż złoto.
Dostarczałam Szlachetną paczkę Biura Rachunkowości do magazynu w Bychawie. Po raz pierwszy zdarzyło mi się, że obdarowana rodzina zaprosiła nas do siebie. Cztery kosze zakupów przedświątecznych nie oddadzą jednego procenta radości, jaką można czuć widząc uśmiech, zadziwienie i ciekawość dzieci patrzących na kolejne paczki wnoszone przez strażaków ochotników. Były uściski i łzy radości mamy, były podskoki i ogromne oczka sześcioletniej Hani, była radość nastolatka, były zdjęcia taty, który od roku leży w szpitalu, ale wraca do domu na święta. Wiem, że w tej rodzinie będą one wyjątkowe, a nasze prezenty tylko je umilą! Dla mnie to prawdziwe przygotowanie do Bożego Narodzenia. Moja rodzina wracała do domu w ciszy, każdy myślał sobie sam – może porozmawiamy o tym przy wigilijnym stole…
Zawsze staram się dostarczać paczki osobiście do rodziny. Jest to niesamowite przeżycie. Pierwszy raz, trzy lata temu, nie dałam rady - płakałam. Teraz jestem już uodporniona. W tym roku było ciężko, bo rodzina mieszka w strasznych warunkach. Będę starała się pomagać im na bieżąco. Zachęcam wszystkie osoby do odwiedzania takich rodzin. Zwłaszcza tych, którzy z różnych przyczyn niechętnie pomagają. Co się zmienia? Zupełnie inaczej patrzysz na życie! Przestajesz przejmować się bzdurami. Budzi się współczucie i chęć pomocy. Ja często wracam pamięcią do tych rodzin i myślę sobie: jak oni mają się teraz? Czy coś się zmieniło, czy jest im lepiej?
W zeszłym roku jedną z rodzin, dla której przygotowywałam z przyjaciółmi Szlachetną Paczkę, było małżeństwo 30-latków. Niemal moi rówieśnicy, z córeczką w wieku mojej córki i maleńkim synkiem. Dobrze wykształceni, z ciekawym doświadczeniem zawodowym. Różnica polegała na tym, że w drugiej ciąży u dziewczyny zdiagnozowano raka. Urodziła, mimo zagrożenia życia. Potem miesiące leczenia w szpitalu i walki o życie. On został sam z dwójką dzieci, w tym z chorym noworodkiem. Musiał zostawić pracę, żeby to ogarnąć. Kiedy się z nimi spotkałam, jeszcze przed finałem Paczki, w szpitalu onkologicznym, uderzyło mnie, jak bardzo jesteśmy podobni. Wtedy dotarło do mnie, że nigdy nie wiadomo na kogo trafi i każdy z nas może znaleźć się w takiej sytuacji. A bieda to nie tylko patologia, to bardzo często właśnie takie, niezawinione sytuacje.
Szlachetna Paczka wszystkich nas ubogaca, skłania do głębszych przemyśleń - nie tylko okołoświątecznych, ale również takich życiowych. Jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki zsyła na nas energię, która napędza do działania we wspólnym celu – jednoczy nas! Sprawia, że zaczynamy dostrzegać coś więcej, niż czubek własnego nosa i listę zakupów na Wigilię. Nagle okazuje się, że pomagając innym, pomagamy samym sobie. Naszą wybraną rodziną była pani Klaudia, którą udało nam się odwiedzić w domu. Jest to mały pokoik, w którym pozwoliła jej zamieszkać pewna starsza pani. To cały jej świat. Każdy z nas przycupnął na pufie, czy kawałku wersalki i obserwował, jak świecą jej się oczy, gdy rozpakowuje każdy karton z kolorowego papieru. Kto to wie, kiedy ostatnio dostała jakiś prezent… Wyciągała i oglądała każdą rzecz z osobna, przymierzała żakiet, płaszcz i szalik. Nie potrzeba nam było żadnych słów... Wzruszeń moc...
Ideą Szlachetnej Paczki jest niesienie nadziei i impulsu do nowego startu osobom w trudnej sytuacji życiowej. Z roku na rok coraz bardziej przekonuję się, że zupełnie przy okazji i gdzieś mimochodem wygrywają też darczyńcy. Prezentów w postaci empatii, doceniania tego, co mamy na co dzień, umiejętności cieszenia się z małych rzeczy, wspólnoty, jaka buduje się przy wspólnym pomaganiu nie da się wycenić żadnymi pieniędzmi, jednak z każdej tego typu akcji wychodzimy bogatsi po stokroć.
---------------------------------------------------------------------
Wszystkie cytaty są tegorocznymi relacjami pracowników PZU przygotowujących Szlachetną Paczkę w swoich zespołach w całej Polsce.
Fot. główne - Piotr Trybalski / materiały prasowe Fundacji WIOSNA