O wyzwaniu, jakiego podjęli się niewidomi, pisaliśmy w kwietniu, wtedy mieli za sobą zdobytych już 9 szczytów. Od kwietnia zdobyli kolejnych 8, a przed nimi jeszcze 30. Zobaczcie, jak relacjonują wspinaczkę w Hiszpanii.
Po wylądowaniu w Maladze, przebyciu kontroli paszportowej i odbiorze bagażu, wypożyczyliśmy samochód, którym udaliśmy się w pobliże pasma Sierra Nevada. Nasz cel to zdobycie najwyższego szczytu Hiszpanii - Mulhacén (3478 m). Trasa wiodła po bardzo malowniczym terenie. Początkowo ciągnęła się wzdłuż autostrady usytuowanej nieopodal wybrzeża Morza Śródziemnego.
Po przyjeździe do miasteczka Trevélez, z którego zamierzaliśmy wyjść na szlak, zrobiliśmy krótki odpoczynek, posilając się w lokalnej knajpie suszoną wołowiną oraz zieloną herbatą. Podczas posiłku doszliśmy do wniosku, iż spróbujemy zacząć naszą wędrówkę z nieco innego punktu, niż początkowo planowaliśmy - od strony najwyżej w Europie położonej przełęczy - Veleta (3398 m). Jedynym mankamentem był fakt, że przełęcz znajduje się niemal z drugiej strony gór, a dzieli nas od niej 150 kilometrów drogą główną lub około 58 km drogami bocznymi i szutrowymi. Z racji odległości oraz - jak nam się zdawało - krótszego czasu przejazdu, wybraliśmy wariant drugi... Okazało się jednak, że wcale nie było tak łatwo. Na 15 kilometrów przed przełęczą, drogę zastąpił nam szlaban i - z racji nisko wiszącego nad horyzontem słońca - zostaliśmy zmuszeni zjechać do Grenady. Drugiego dnia dojechaliśmy do przełęczy od strony miasteczka Sierra Nevada - znanego kurortu narciarskiego. O 5 rano, pełni zapału i w pogodnych nastrojach, wyruszyliśmy w kierunku wspomnianej przełęczy.
Po dotarciu na miejsce, na wysokości około 2500 m n.p.m. na betonowej drodze również ktoś postawił szlaban. Zdegustowani tą sytuacją opuściliśmy samochód i pieszo udaliśmy się na krawędź przełęczy, na której znajduje się stacja wyciągu narciarskiego.
Nieopodal wyciągu znajdowała się mapa, gdzie rozrysowany był cały masyw górski wraz z najwyższym szczytem Hiszpanii. Po zbadaniu okolicy ruszyliśmy, wysypaną kamieniami i pokrytą połaciami śniegu drogą, w stronę jednego z dwóch wytyczonych na tę wyprawę szczytów. Rozgrzewka okazała się całkiem przyjemna.
Po krótkiej sesji zdjęciowej wróciliśmy w stronę przełęczy. Po drodze odbiliśmy nieco w lewo, skąd prowadził szlak na najwyższy szczyt Hiszpanii - Mulhacén (3478 m). Po drodze minęliśmy duży, betonowy schron, w którym w razie potrzeby była szansa przespać się i rozpalić ognisko. Nie wiedzieliśmy jeszcze wtedy, że w później będziemy z przyjemnością kryć się pod jego dachem.
Naszym oczom ukazała się dolina i górski potok, raźnie spływający jej dnem. Konieczne stało się zejście, po pochylonej nieco ponad 50% w dół, ścianie. W dolince leżał śnieg. Musieliśmy zatem ubrać raki oraz chwycić czekany i ostrożnie ruszyć w dół.
Po zejściu postanowiliśmy szybko się posilić. Po otwarciu plecaków okazało się, że zapomnieliśmy wziąć wody oraz zapasów jedzenia. Musieliśmy zatem nalać do butelek wody skapującej ze skał. Doliną podążaliśmy około 6 godzin, snując się drogą schylającą się w stronę potoku. Trawersowanie zboczem, z racji zaśnieżonego terenu, nie było najłatwiejsze. Dotarliśmy do kolejnego betonowego schronu znajdującego się pod szczytem. Od celu w pionie dzieliło nas jakieś 500 m przewyższenia. Tam zrobiliśmy kwadrans odpoczynku, po czym zaatakowaliśmy.
Podejście nie było skomplikowane. Jedyną jego przeszkodą jest stromizna oraz drobne kamienie usuwające się spod butów. Na szczyt dotarliśmy o godzinie 17:00. Zrobiliśmy pamiątkowe zdjęcia i rozpoczęliśmy mozolne zejście do samochodu, czekającego na nas w pobliżu szlabanu. Droga była szczególnie męcząca z powodu odległości (około 20 kilometrów) oraz niekorzystnych warunków atmosferycznych - deszczu przeradzającego się w śnieg, mgły oraz burzy. W związku z tym, postanowiliśmy odczekać we wspomnianym wcześniej schronie. Po około godzinie przerwy zapadł zmrok. Ruszyliśmy jednak z powrotem. Niosła nas radość ze zdobycia kolejnego szczytu. O godzinie 23:15 udało nam się dotrzeć z powrotem do samochodu. Przemoczeni zjechaliśmy do Sierra Nevada, a następnie do Grenady.
Następnego dnia ruszyliśmy do Gibraltaru. Mijając Grenadę, ujrzeliśmy ogromne ilości powalonych drzew. W strugach deszczu podróżowaliśmy aż do granicy z Gibraltarem. Po wjeździe do tego najmłodszego kraju Europy ujrzeliśmy piękne, błękitne niebo oraz morze w kolorze turkusowym. Najwyższy szczyt tego kraju - Rock of Gibraltar (426 m) - znajduje się na skale, gdzie podczas wojny znajdowały się stanowiska artyleryjskie. Zdobycie go w porównaniu z Mulhacén, okazało się drobnostką. Nie obyło się jednak bez atrakcji – na terenie wzniesienia mieszka sporo małp, swobodnie poruszających się po okolicy. Dobrze, że wiedzieliśmy, że nie można ich karmić.
Stamtąd udaliśmy się nad brzeg, gdzie na plaży posmakowaliśmy owoców morza, oglądając statki wpływające do pobliskiego portu. Następnie, nasze kroki skierowaliśmy do Malagi, którą to przez kolejne dni zwiedzaliśmy, oczekując na odlot (samolotu).
Filmy z pozostałych wypraw możecie na bieżąco śledzić tutaj. Jak wam się podoba taki pomysł na aktywność? Podzielcie się z nami swoimi przemyśleniami w komentarzach, na pewno przekażemy je uczestnikom wypraw.